sobota, 24 marca 2012

Zimowa Dolina Pięciu Stawów Polskich

Do Zakopanego przyjechałyśmy z Anią o 7. Przywitała nas piękna pogoda i w wyśmienitych nastrojach pobiegłyśmy do sklepu po prowiant na weekend, po drodze zjadłyśmy śniadanie na Równi Krupowej z widokiem na przepiękne, wytęsknione Tatry i zaraz potem udałyśmy się z powrotem na dworzec, by stamtąd z Hanią pojechać do Palenicy. Tam z kolei spodziewałyśmy się wolontariuszy, którzy mieli opowiadać o ABC lawinowym (ja też spodziewałam się plakietki, bo lubię takie cudeńka), ale niestety nie było nam to dane :(

Powolutku, obładowane niczym wielbłądy udałyśmy się w stronę schroniska w Roztoce, słonko bardzo szybko przypiekło mi buzię. Po drodze wpadłam na głupi pomysł, by do schroniska pójść skrótem, gdzie zapadałam się w śniegu do pasa i żeby się z niego wydostać musiałam za każdym razem zdejmować plecak, dobrze, że Ania miała do mnie tyle cierpliwości, by mnie z tych zasp wyciągać.
Kiedy już dotarłyśmy do schroniska, szybko zjadłyśmy śniadanie, przepakowałyśmy się i wyruszyłyśmy (niestety tylko we 2) do Doliny 5 Stawów. Na szczęście do momentu, gdy szłyśmy same szło się bardzo wygodnie, nie musiałyśmy zakładać (po raz pierwszy w życiu) samodzielnie raków. Przy dolnej stacji kolejki towarowej spotkałyśmy grupkę naszych znajomych. Byłyśmy pewne, że oni już wracają z Piątki, ale na szczęście dla nas, okazało się, że wciąż tam zmierzają. Od stacji kolejki towarowej do schroniska podejście przestało być takie wygodne, na niebie lampa i wszędzie dziury w śniegu. Każdy się zapadał, ale dobrze było skorzystać z tych dziur, bo w świeżym śniegu można się było zapaść do pasa przybierając ciekawe pozycje. Do Piątki poszliśmy (znowu niestety) „za tłumem”, czyli szlakiem letnim, który nie był dość bezpieczny, zwłaszcza bez raków, których nie było za bardzo jak i gdzie założyć, ale jakoś dotarliśmy z niemałymi emocjami do Piątki, gdzie przy schronisku siedziało mnóstwo znajomych :)
Przy schronisku uświadomiłam sobie, że nie mam aparatu, oczywiście wkręciłam sobie, że go gdzieś zgubiłam, kolega Janek chciał mi pomóc i zadzwonił do schroniska czy aparat tam nie został, ale pani ze schroniska nie miała dla mnie żadnych dobrych wieści i tak przez całą drugą część wycieczki miałam raczej strapioną minę. Na szczęście okazało się, że niepotrzebnie.
Z Jankiem postanowiliśmy zejść z Piątki już szlakiem zimowym, nie chciało nam się wracać znaną nam drogą, ale jakoś wrócić trzeba było ;) Przy okazji miałyśmy z Anią pierwsze koty za płoty z rakami. Część osób zjeżdżała na dół na pupach – zdecydowania szybsza forma zejścia na dół. Ja jednak miałam cykora, że a nuż przyjdzie mi do głowy hamować nogami (a na nogach raki). W Dolinie Roztoki mijaliśmy dyrektora TPN Pawła Skawińskiego, już myślał, że mija wolontariuszy, czyżby on również miał kłopot ze spotkaniem ich na szlaku? ;)

Wieczór w schronisku w Roztoce upłynął bardzo przyjemnie i interesująco: najpierw ciekawe szkolenie o ratownictwie i pierwszej pomocy, potem śpiewy i wesołe rozmowy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz