czwartek, 20 stycznia 2011

Pieniny z Bacówki pod Bereśnikiem

Z Anią wybrałyśmy się do Szczawnicy, by w Bacówce pod Bereśnikiem wziąć udział w zjeździe klubu górskiego Góry-Szlaki. Do Szczawnicy przyjechałyśmy ok. godziny 14:40. Nie miałyśmy pewności czy dotarcie do Bacówki będzie proste, zwłaszcza z ciężkimi plecakami, obawiałyśmy się, że będziemy błądzić i nie zdążymy tam dotrzeć przed zmrokiem. Nic bardziej mylnego :) Rozpoznanie Placu Dietla nie stanowiło żadnego problemu, potem oznakowanie do schroniska było bardzo dokładne. Podejście do samego źródełka, jeszcze wśród zabudowań, oraz do charakterystycznych skałek do tej pory wspominamy z Anią jako najbardziej mozolne, potem już idzie jak z płatka. Pod sam koniec szlaku przybiegł do nas pies, byłam pewna, że to ten, o którym się dowiedziałam, że to stróż schroniskowy, ale nie, bo do Bacówki jeszcze 10 minut. Do schroniska dotarłyśmy po godzinie wędrówki.

Jacek, który gospodarzył tego dnia w Bacówce, zaprowadził nas do naszego Pokoju Klubowego nr 8. Przywitał nas w nim niezły chłód, ale Jacek obiecał, że za godzinę na pewno będzie cieplej, po czym wręczył nam po dwie kołdry (później to już mnie wcale nie dziwiło). Po rozpakowaniu plecaków wróciłyśmy na dół na kolację (muszę podkreślić, że jedzenie w tym schronisku było przepyszne, a porcje ogromne – byłam w szoku po zeszłotygodniowym pobycie w Markowych Szczawinach).

Dopiero ok. 16:40 zaczęło się ściemniać i pokazał się widok na pięknie oświetlony stok Palenicy. W recepcji otrzymaliśmy panoramę gór, które widać z okien Bacówki, staraliśmy się rozpoznać gdzie znajduje się jaka góra. Wieczór spędziliśmy w bardzo miłym towarzystwie. Jacek przygrywał nam na gitarze i śpiewał piękne górskie piosenki. 

piątek, 14 stycznia 2011

Pierwsze starcie z Babią Górą

Mój znajomy postanowił mi zrobić sprawdzian z wytrzymałości górskiej, testu nie przeszłam, ponieważ prawie padłam przy podejściu do schroniska szlakiem od Zawoi Markowej. Następnego dnia dotarliśmy tylko do Przełęczy Brona. Wyjazd był totalną klapą. Na dodatek jedzenie w schronisku w Markowych Szczawinach było ohydne, na dłuższą metę chyba umarłabym tam z głodu.