piątek, 5 września 2008

A na koniec Nosal

Nieubłaganie zbliżał się dzień wyjazdu z Zakopanego. W Tatrach szalał halny, odradzano wyjść w góry, dlatego wybraliśmy się na Nosal. Była słoneczna pogoda, dlatego niezrozumiałe wydawało się, dlaczego by nie pójść w góry, ale porywy wiatru były naprawdę silne. 
Obserwowaliśmy jak co chwilę zatrzymuje się kolejka na Kasprowy Wierch, bujało nią nieźle. Ciekawe co przeżywali ludzie będący w środku. Samo wyjście na Nosal, to jednak było za mało. Udaliśmy się jeszcze na polanę Kalatówki, po prostu wylegiwać się na kocu. Leżeliśmy tak może z godzinę, aż do czasu, gdy nagle zaczęło być słychać jakiegoś zwierza z krzaków. W kilka sekund zebrałam swoje rzeczy i uciekłam gdzie pieprz rośnie.

Tak dobiegł końca mój 2-tygodniowy urlop w Tatrach. Muszę przyznać, że tak długi wyjazd nie był najlepszym pomysłem, jak ma się za dużo czasu, to też działa to demotywująco, zbyt często odkłada się coś na później, „bo to przecież urlop, wypoczynek się należy”. Jednak z każdego wyjazdu można wyciągnąć wnioski i czegoś się nauczyć. 

wtorek, 2 września 2008

W kolejce do kolejki na Kasprowy Wierch

Muszę przyznać, że braki kondycyjne spowodowały, iż znów nie miałam siły na dalekie eskapady, dlatego postanowiliśmy wybrać się na niewymagający spacer, czyli… wjechać kolejką na Kasprowy Wierch. Wtedy to po raz pierwszy i ostatni stanęłam w długiej kolejce do kolejki. Po pierwszej godzinie stania wydawało mi się, że kolejka porusza się w miarę sprawnie. Po drugiej godzinie już byłam lekko podłamana, że straciłam tyle czasu, ale teraz to już szkoda zrezygnować. Wreszcie po 3 godzinach z minutami wsiadłam do kolejki. 
Z Kasprowego udaliśmy się na Beskid i dalej na przełęcz Liliowe, która oddziela Tatry Zachodnie od Tatr Wysokich. Potem już bez żadnych udziwnień, zeszliśmy do Hali Gąsienicowej i następnie do Kuźnic.