Do Zakopanego przyjechałyśmy z
Anią o 7. Przywitała nas piękna pogoda i w wyśmienitych nastrojach pobiegłyśmy
do sklepu po prowiant na weekend, po drodze zjadłyśmy śniadanie na Równi
Krupowej z widokiem na przepiękne, wytęsknione Tatry i zaraz potem udałyśmy się
z powrotem na dworzec, by stamtąd z Hanią pojechać do Palenicy. Tam z kolei
spodziewałyśmy się wolontariuszy, którzy mieli opowiadać o ABC lawinowym (ja
też spodziewałam się plakietki, bo lubię takie cudeńka), ale niestety nie było
nam to dane :(
Powolutku, obładowane niczym
wielbłądy udałyśmy się w stronę schroniska w Roztoce, słonko bardzo szybko
przypiekło mi buzię. Po drodze wpadłam na głupi pomysł, by do schroniska pójść
skrótem, gdzie zapadałam się w śniegu do pasa i żeby się z niego wydostać
musiałam za każdym razem zdejmować plecak, dobrze, że Ania miała do mnie tyle
cierpliwości, by mnie z tych zasp wyciągać.
Kiedy już dotarłyśmy do
schroniska, szybko zjadłyśmy śniadanie, przepakowałyśmy się i wyruszyłyśmy
(niestety tylko we 2) do Doliny 5 Stawów. Na szczęście do momentu, gdy szłyśmy
same szło się bardzo wygodnie, nie musiałyśmy zakładać (po raz pierwszy w
życiu) samodzielnie raków. Przy dolnej stacji kolejki towarowej spotkałyśmy
grupkę naszych znajomych. Byłyśmy pewne, że oni już wracają z Piątki, ale na
szczęście dla nas, okazało się, że wciąż tam zmierzają. Od stacji kolejki
towarowej do schroniska podejście przestało być takie wygodne, na niebie lampa
i wszędzie dziury w śniegu. Każdy się zapadał, ale dobrze było skorzystać z
tych dziur, bo w świeżym śniegu można się było zapaść do pasa przybierając
ciekawe pozycje. Do Piątki poszliśmy (znowu niestety) „za tłumem”, czyli
szlakiem letnim, który nie był dość bezpieczny, zwłaszcza bez raków, których
nie było za bardzo jak i gdzie założyć, ale jakoś dotarliśmy z niemałymi
emocjami do Piątki, gdzie przy schronisku siedziało mnóstwo znajomych :)
Przy schronisku uświadomiłam
sobie, że nie mam aparatu, oczywiście wkręciłam sobie, że go gdzieś zgubiłam,
kolega Janek chciał mi pomóc i zadzwonił do schroniska czy aparat tam nie
został, ale pani ze schroniska nie miała dla mnie żadnych dobrych wieści i tak
przez całą drugą część wycieczki miałam raczej strapioną minę. Na szczęście
okazało się, że niepotrzebnie.
Z Jankiem postanowiliśmy zejść z
Piątki już szlakiem zimowym, nie chciało nam się wracać znaną nam drogą, ale
jakoś wrócić trzeba było ;) Przy okazji miałyśmy z Anią pierwsze koty za płoty
z rakami. Część osób zjeżdżała na dół na pupach – zdecydowania szybsza forma
zejścia na dół. Ja jednak miałam cykora, że a nuż przyjdzie mi do głowy hamować
nogami (a na nogach raki). W Dolinie Roztoki mijaliśmy dyrektora TPN Pawła
Skawińskiego, już myślał, że mija wolontariuszy, czyżby on również miał kłopot
ze spotkaniem ich na szlaku? ;)
Wieczór w schronisku w Roztoce
upłynął bardzo przyjemnie i interesująco: najpierw ciekawe szkolenie o
ratownictwie i pierwszej pomocy, potem śpiewy i wesołe rozmowy.