Wyjazd w Tatry trafił mi się niespodziewanie i dzięki temu
chyba z jeszcze większą radością tam pojechałam.
Do Zakopanego pojechałam nocnym PKS-em, tak, żeby nie tracić
zbyt wiele czasu, bo na miejscu czekali już Ania z Mariuszem. Po całonocnej
podróży byłam trochę zmęczona i obolała, ale zdeterminowana do wyjścia na
szlak. Tym razem już byłam trochę bardziej zaznajomiona ze szlakami górskimi i
wiedziałam jakich miejsc szukać. Na rozgrzewkę wybrałam Dolinę Białej Wody na
Słowacji. Szlak biegnie właściwie równolegle do drogi do Morskiego Oka, ale
ilość turystów jest nieporównywalnie mniejsza.
Przez to, że jest mniej ludzi, ma się większą szansę na
spotkanie zwierzyny. Przypadkiem odkryłam trop bodajże rysia. Wrażenie zrobiła
na mnie wielkość jego łapy i samo to, że był blisko nas.
Widoki jakie czekają po godzinie wędrówki są nie do
opisania, po prostu coś wspaniałego. Nie poprzestaliśmy na dojściu do polany,
postanowiliśmy pójść dalej, jednak wciąż się nic nie zmieniało. Jedyną atrakcją
okazał się zaparkowany samochód słowackich służb parku.
Po dojściu do pewnego momentu stwierdziliśmy, że mamy dość.
Było gorąco, ja odczuwałam coraz większe zmęczenie i pora robiła się
popołudniowa. Mariusz zrobił mi i Ani pamiątkowe zdjęcie z wielkimi urwiskami
Młynarza w tle i udaliśmy się w drogę powrotną.
A w Zakopanem czekała nas wyżerka w Pstrągu Górskim. Ja
zamówiłam dla siebie żurek w chlebie.
Bardzo ciekawie to zostało opisane. Będę tu zaglądać.
OdpowiedzUsuń