sobota, 1 czerwca 2013

Hala Gąsienicowa zamiast Doliny Pięciu Stawów

W sobotę miałyśmy udać się do Doliny 5 Stawów Polskich, nawet przez myśl przechodził nam Zawrat, ale rano… znów ulewa, z każdą godziną miało być coraz gorzej… Uznałyśmy, że najbliżej będzie do Hali Gąsienicowej i tam też się udałyśmy przez Dol. Jaworzynki. Z miejsca, gdzie pięknie prezentuje się Kopa Magury, obserwowałyśmy ścieżki, które prowadzą do wielu grot i dziur. Na Przełęczy między Kopami nawet nie padał deszcz, dlatego zrobiłyśmy sobie tam dłuższą przerwę na śniadanie. Było już widać przyprószone śniegiem Tatry Wysokie i jakoś przestałyśmy żałować tej planowanej Piątki, bo pewnie na Zawrat i tak byśmy nie poszły…

Przy Murowańcu znowu spędziłyśmy trochę czasu, porozmawiałyśmy z dwoma napotkanymi panami, jeden z nich wybierał się na rekonesans przed wejściem na Orlą Perć (wybierał się za parę dni), drugi przechodził szlak szarlotkowy, opowiedział też o Polskim Klubie Alpejskim i planowanym wyjeździe w Karakorum pod K2. Natomiast my wybrałyśmy się tylko nad Czarny Staw Gąsienicowy, gdzie znowu zaczął lać deszcz. Przeszłyśmy trochę brzegiem stawu, ale deszcz nasilał się coraz bardziej. Staw przybierał barwy zimnej stali, bardzo wiele uroku zabrała mu ta paskudna pogoda. W wielu miejscach szlak był zalany wodą, a przemoczenie butów w taką pogodę nie było zbyt miłą perspektywą.



Postanowiłyśmy wrócić do Murowańca, żeby się ogrzać, ale turystów było tak wielu, że miałyśmy miejsce tylko na schodach, dlatego napiłyśmy się gorącej herbaty i ruszyłyśmy w drogę powrotną. Kasprowego Wierchu w ogóle nie było widać, natomiast pięknie odsłaniały się Kościelce, Świnica, Orla Perć i Żółta Turnia.

Posiedziałyśmy jeszcze trochę na ławeczce przy chacie na rozstaju szlaków, trochę podsłuchałyśmy przewodniczkę, która prowadziła grupę (zgadywałam co będzie mówiła dalej, muszę przyznać, że mam braki, jeśli chodzi o wiedzę nt. wypływających strumyków ;) z resztą tematów jest nienajgorzej ;) ).

Nie odeszłyśmy z Hali Gąsienicowej kilkuset metrów i weszłyśmy w tak gęste chmury, że nie było już żadnych widoków, z resztą przemokłyśmy do suchej nitki (a ja głównie dzięki temu, że nie zasunęłam suwaków pod rękawami). Ponownie Dol. Jaworzynki udałyśmy się do Kuźnic i pojechałyśmy do Zakopanego na tzw. knajping. Z polecenia wybrałyśmy się do cukierni Żarneckich, która znajduje się na górnych Krupówkach, desery lodowe mają wyborne! Aż mi ślinka cieknie na samo wspomnienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz