sobota, 15 czerwca 2013

Najwyższy wodospad Słowackiego Raju i romska osada

W sobotę na szlak wyruszyliśmy wcześniej, choć z lekkim poślizgiem. Ok. 8 rano wyruszyliśmy ze Spisskich Tomasovców w stronę pięknego punktu widokowego, którym jest Tomasovsky Vyhlad. Jest to urwisko skalne stanowiące niemałą atrakcję dla wspinaczy, a dla nas mogło być namiastką norweskiego Preikestolen ;) Spędziliśmy tam trochę czasu a co odważniejsi robili sobie zdjęcia nad przepaścią siadając z nogami opuszczonymi w czeluście doliny. Mnie kosztowało to sporo nerwów, próbowałam się relaksować, ale jednak na zdjęciach widać, że ten uśmiech, to na siłę przyklejony. Zrobiliśmy też grupowe zdjęcie leżąc na skale i próbując utrzymać ręce w powietrzu ;) Nie było to takie łatwe :)



Z Tomasovskiego Vyhladu wyruszyliśmy w stronę doliny Biely Potok. Była to dużo prostsza trasa niż poprzedniego dnia, przejścia głównie były poprowadzone brzegiem potoku, więc zawsze można było złapać się czegoś z boku.

Po drodze minęliśmy miejsce, gdzie turyści poustawiali wieżyczki z kamieni (takie jak u nas na Krzesanicy w Tatrach). Za tą doliną zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę, by za chwilę wkroczyć na szlak największych atrakcji przewidzianych na ten dzień, czyli na wodospady Sokoliej Doliny. Pierwszy z nich Skalny Vodopad krył za sobą coś w rodzaju groty i ci, którzy nie bali się zamoczyć ubrania wskakiwali tam, by zrobić sobie efektowne zdjęcie za wodospadem. Tuż obok niego znajdowała się pierwsza drabinka tego dnia.
Za jakiś czas dotarliśmy do najwyższego wodospadu w Słowackim Raju.
Zavojovy Vodopad spływa kaskadami i mierzy łącznie 75m. Robi niesamowite wrażenie! Aby go pokonać wchodzi się kilkoma drabinkami, które są przytwierdzone do skały (i lubią się chybotać) a dojście do nich odbywa się albo po kładkach, albo po stalowych „stupackach”, nierzadko ubezpieczonych dodatkowo łańcuchami. Jeżeli jest się niewrażliwym na wysokość i ekspozycję takie przejście na pewno daje moc pozytywnych wrażeń, jednak dla tych, którzy nie przepadają za takimi ubezpieczeniami będzie to niezła walka ze swoimi słabościami. Niestety byłam wśród tych, którzy każdy krok okupowali ogromnym stresem. Każdą drabinkę trzymałam tak kurczowo, że aż dostałam zakwasów w całym ciele, już nie mówiąc o tym, że tak przyciskałam nogi do szczebelków, że porobiłam sobie nawet nie siniaki tylko krwiaki!  Po przejściu tego strasznego dla mnie wodospadu (idzie się tam chyba pięcioma drabinkami) po prostu rozpłakałam się jak dziecko, gdzieś te emocja musiałam upuścić…




Następnie przez moment szliśmy szlakiem jednokierunkowym, by później rozdzielić się i pozwolić niektórym pomaszerować przez Kysel na lekko bez plecaków (ja miałam dość wrażeń i postanowiłam poczekać na grupę, a żeby mi nie było samej smutno został ze mną kolega Adam.
Potem wybraliśmy się do schroniska na Klastorisku. Tamtejsze ceny były powalające, ale trzeba przyznać, że miejsce, gdzie znajduje się schronisko jest bardzo urokliwe, z widokiem na Tatry. Zaraz obok znajdują się ruiny klasztoru, którego akurat nie miałam ochoty zwiedzić, chyba po prostu trudy wycieczki wyssały ze mnie całą energię. Stąd udaliśmy się przyjemną już trasą do romskiej osady Letanovce. Jest to jedna z „atrakcji” Słowackiego Raju. Na Słowacji jest sporo takich siedlisk Cyganów. Mieszkają w barakach i żyją według własnych reguł. Słowacy przygotowali dla nich budynki socjalne, gdzie warunki życia byłyby nieporównywalne do tych, które widzieliśmy z zewnątrz w Letanowcach, jednak płacenie czynszu się Cyganom nie uśmiecha…

Zbliżając się do Letanowców, nagle zaczęły pojawiać się grupki cygańskich dzieci proszących o słodycze, pieniądze, chleb, papierosy, co im tylko do głowy przyszło, nie miały problemu z dotykaniem nas za ręce, pokazywaniem na kieszenie plecaka, naprawdę chciało się zerwać w te pędy i uciec przed nimi. Ustaliliśmy, że w jednym momencie damy im słodycze, które już wcześniej przygotowaliśmy (żadnego zdejmowania plecaka i szukania czegokolwiek w nim). Dzieciaki biegły za nami dobre parę kilometrów, a co jakiś czas przy drodze siedzieli dorośli Cyganie, widać, że jednak pilnują swoich dzieci i jeśli działoby się im coś złego, to pewnie za jednym gwizdnięciem zaraz pojawiłaby się na miejscu cała wioska. Muszę przyznać, że jednak ci Cyganie to szczęściarze – może i mieszkają w opłakanych warunkach, za to mają cudowny widok na Tatry i to wśród łąk, nie to, że w środku miasta, zanieczyszczeń i hałasu. Po ok. 40 minutach dotarliśmy do naszych samochodów. Cała trasa wraz z popasami zajęła nam… ponad 11h a jej szczegółowy przebieg to: Spisske Tomasovce – Tomasovsky Vyhlad – Biely Potok – Sokolia Dolina – Klastorisko – Letanovce – Spisske Tomasovce

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz