W sobotę na szlak
wyruszyliśmy wcześniej, choć z lekkim poślizgiem. Ok. 8 rano wyruszyliśmy ze
Spisskich Tomasovców w stronę pięknego punktu widokowego, którym jest
Tomasovsky Vyhlad. Jest to urwisko skalne stanowiące niemałą atrakcję dla
wspinaczy, a dla nas mogło być namiastką norweskiego Preikestolen ;)
Spędziliśmy tam trochę czasu a co odważniejsi robili sobie zdjęcia nad
przepaścią siadając z nogami opuszczonymi w czeluście doliny. Mnie kosztowało
to sporo nerwów, próbowałam się relaksować, ale jednak na zdjęciach widać, że
ten uśmiech, to na siłę przyklejony. Zrobiliśmy też grupowe zdjęcie leżąc na
skale i próbując utrzymać ręce w powietrzu ;) Nie było to takie łatwe :)
Z Tomasovskiego
Vyhladu wyruszyliśmy w stronę doliny Biely Potok. Była to dużo prostsza trasa
niż poprzedniego dnia, przejścia głównie były poprowadzone brzegiem potoku,
więc zawsze można było złapać się czegoś z boku.
Po drodze
minęliśmy miejsce, gdzie turyści poustawiali wieżyczki z kamieni (takie jak u
nas na Krzesanicy w Tatrach). Za tą doliną zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę, by
za chwilę wkroczyć na szlak największych atrakcji przewidzianych na ten dzień,
czyli na wodospady Sokoliej Doliny. Pierwszy z nich Skalny Vodopad krył za sobą
coś w rodzaju groty i ci, którzy nie bali się zamoczyć ubrania wskakiwali tam,
by zrobić sobie efektowne zdjęcie za wodospadem. Tuż obok niego znajdowała się
pierwsza drabinka tego dnia.
Za jakiś czas dotarliśmy do najwyższego wodospadu
w Słowackim Raju.
Zavojovy Vodopad
spływa kaskadami i mierzy łącznie 75m. Robi niesamowite wrażenie! Aby go
pokonać wchodzi się kilkoma drabinkami, które są przytwierdzone do skały (i
lubią się chybotać) a dojście do nich odbywa się albo po kładkach, albo po
stalowych „stupackach”, nierzadko ubezpieczonych dodatkowo łańcuchami. Jeżeli
jest się niewrażliwym na wysokość i ekspozycję takie przejście na pewno daje
moc pozytywnych wrażeń, jednak dla tych, którzy nie przepadają za takimi
ubezpieczeniami będzie to niezła walka ze swoimi słabościami. Niestety byłam
wśród tych, którzy każdy krok okupowali ogromnym stresem. Każdą drabinkę
trzymałam tak kurczowo, że aż dostałam zakwasów w całym ciele, już nie mówiąc o
tym, że tak przyciskałam nogi do szczebelków, że porobiłam sobie nawet nie
siniaki tylko krwiaki! Po przejściu tego
strasznego dla mnie wodospadu (idzie się tam chyba pięcioma drabinkami) po
prostu rozpłakałam się jak dziecko, gdzieś te emocja musiałam upuścić…
Następnie przez
moment szliśmy szlakiem jednokierunkowym, by później rozdzielić się i pozwolić
niektórym pomaszerować przez Kysel na lekko bez plecaków (ja miałam dość wrażeń
i postanowiłam poczekać na grupę, a żeby mi nie było samej smutno został ze mną
kolega Adam.
Potem wybraliśmy
się do schroniska na Klastorisku. Tamtejsze ceny były powalające, ale trzeba
przyznać, że miejsce, gdzie znajduje się schronisko jest bardzo urokliwe, z
widokiem na Tatry. Zaraz obok znajdują się ruiny klasztoru, którego akurat nie
miałam ochoty zwiedzić, chyba po prostu trudy wycieczki wyssały ze mnie całą
energię. Stąd udaliśmy się przyjemną już trasą do romskiej osady Letanovce.
Jest to jedna z „atrakcji” Słowackiego Raju. Na Słowacji jest sporo takich
siedlisk Cyganów. Mieszkają w barakach i żyją według własnych reguł. Słowacy
przygotowali dla nich budynki socjalne, gdzie warunki życia byłyby
nieporównywalne do tych, które widzieliśmy z zewnątrz w Letanowcach, jednak
płacenie czynszu się Cyganom nie uśmiecha…
Zbliżając się do
Letanowców, nagle zaczęły pojawiać się grupki cygańskich dzieci proszących o
słodycze, pieniądze, chleb, papierosy, co im tylko do głowy przyszło, nie miały
problemu z dotykaniem nas za ręce, pokazywaniem na kieszenie plecaka, naprawdę
chciało się zerwać w te pędy i uciec przed nimi. Ustaliliśmy, że w jednym
momencie damy im słodycze, które już wcześniej przygotowaliśmy (żadnego
zdejmowania plecaka i szukania czegokolwiek w nim). Dzieciaki biegły za nami
dobre parę kilometrów, a co jakiś czas przy drodze siedzieli dorośli Cyganie,
widać, że jednak pilnują swoich dzieci i jeśli działoby się im coś złego, to
pewnie za jednym gwizdnięciem zaraz pojawiłaby się na miejscu cała wioska.
Muszę przyznać, że jednak ci Cyganie to szczęściarze – może i mieszkają w
opłakanych warunkach, za to mają cudowny widok na Tatry i to wśród łąk, nie to,
że w środku miasta, zanieczyszczeń i hałasu. Po ok. 40 minutach dotarliśmy do
naszych samochodów. Cała trasa wraz z popasami zajęła nam… ponad 11h a jej
szczegółowy przebieg to: Spisske Tomasovce – Tomasovsky Vyhlad – Biely Potok –
Sokolia Dolina – Klastorisko – Letanovce – Spisske Tomasovce
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz