niedziela, 15 sierpnia 2010

Dolina Chochołowska i Grześ?

Tym razem wybrałam się w Tatry z koleżanką z pracy – Anią. Bardzo marzył mi się szlak na Wołowiec. Już rok wcześniej poleciłam go siostrze i powiedziała, że jest fantastyczny, dlatego marzyłam o tym, by sprawdzić co polecam ;) Dolina Chochołowska niestety dłużyła się niemiłosiernie. Podejście na Grzesia też dla mnie było mozolne, nie mogłam dogonić Ani. Najgorsze jednak było to, że było już słychać grzmoty, a ja wciąż nie widziałam Ani, nie wiedziałam czy ona wciąż idzie do przodu, czy czeka na mnie. W końcu spotkałyśmy się na szlaku i niestety musiałyśmy zrezygnować. Nie dotarłyśmy nawet na szczyt Grzesia…


Postanowiłyśmy przeczekać burzę w schronisku, siedziałyśmy tam dobre 2 godziny, tłumy jakie się w środku gromadziły były z minuty na minutę coraz większe. W międzyczasie zamówiłyśmy sobie szarlotkę z sosem jagodowym – pychota (tzw. przysmak chochołowski)! W końcu uznałyśmy, że możemy tak siedzieć do nocy, a burza i tak nie minie,  natomiast do kwatery trzeba jakoś wrócić. Ulewa z piorunami trwała w najlepsze do samego wylotu doliny, byłyśmy przemoczone do suchej nitki. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz