piątek, 8 lutego 2013

Hala Krupowa

Wreszcie pierwszy wyjazd w góry po tak długiej przerwie! Ile można czekać…
W mediach wciąż trąbiono o kiepskich warunkach na górskich szlakach, schodziły lawiny, dochodziło do pobłądzeń, utraty sił. My pierwszego dnia mieliśmy duże  wsparcie medialne, bo Grzegorz, który organizował ten wyjazd, o naszych eskapadach poinformował lokalnego reportera – Łukasza Sowińskiego. Łukasz umieszcza swoje fotoreportażę na stonie internetowej Podhale24. Nasze wyjście miało być udokumentowane i pojawić się w tym serwisie (i pojawiło się tutaj: http://podhale24.pl/aktualnosci/artykul/22738/XXXVI_Zjazd_Klubu_GorySzlaki_zdjecia.html ). Poza tym Grześ ustalił z gospodarzami schroniska na Hali Krupowej, gdzie mieliśmy się udać, że droga gospodarcza będzie przetarta skuterami śnieżnymi. Po ciągłych opadach śniegu nie wiadomo jednak było co tam zastaniemy.
Rano przywitała nas piękna, słoneczna pogoda, co prawda na niebie były też chmury, ale nie zniechęcały one do wyjścia w żaden sposób. Do miejscowości Sidzina udaliśmy się samochodami, które mieliśmy zostawić na parkingu przy Wielkiej Polanie. Ilość śniegu była tak duża, że nie było gdzie zaparkować samochodów, drogę do parkingu zatarasował samochód, który trzeba było wypychać. Za chwilę zorganizowali się pobliscy mieszkańcy, którzy za pomocą traktora odśnieżyli plac. 

Po ok. 30 minutach zmagań ze śniegiem na parkingu, mogliśmy wyruszyć na Halę Krupową. Tu czekało nas kolejne zaskoczenie, bo droga gospodarcza była kompletnie zasypana, było widać małe dwie rynienki po samochodzie, ale pokrywa śnieżna miała wysokość co najmniej 50cm. Padła decyzja, że pójdziemy czarnym szlakiem, który w letnich warunkach po 1h15min. doprowadza do schroniska na Hali Krupowej. Ścieżkę trzeba było cały czas torować. Bez chłopaków, którzy się tego podjęli, byłoby nam naprawdę ciężko!

Wszyscy szliśmy gęsiego dość wąską rynienką, zapadając się w śniegu czasami do kolan, czasami do pasa. Humory dopisywały nam wyśmienite, ponieważ pogoda wynagradzała nam trudy wędrowania. Cały czas po lewej stronie widzieliśmy pasmo Policy (samego szczytu niestety nie było widać). Myślę, że każdy cieszył się na swój sposób z tego, że panuje taka piękna zima, bo jeszcze niedawno, w mieście było zupełnie szaro-buro, raczej jesiennie niż zimowo, a teraz przed oczami ukazywały się nam choinki uginające od śniegu, wspaniale połyskujące w słońcu. Przy jednym z kolejnych skrzyżowań szlaku czarnego z drogą gospodarczą ustalono postój, by Łukasz zrobił nam wspólne pamiątkowe zdjęcie. W tym czasie zmienili się też torujący, dzięki czemu chłopaki mogli trochę odpocząć. Na szlaku spotkaliśmy niewiele osób, moim zdaniem 3 osoby schodzące z Hali Krupowej.



Po dotarciu na skrzyżowanie szlaków na Przełęczy Kucałowej do schroniska pozostało nam tylko 15 minut i tutaj mogliśmy już uwierzyć czasowi zapisanemu na szlakowskazie, bo teren wypłaszczył się a droga była lepiej przedeptana. Na szerokie widoki nie mogliśmy jednak liczyć, ponieważ Hala była już spowita chmurami. 

Jednak cały czas w dobrych humorach ok. godz. 13 dotarliśmy do schroniska, by przez godzinę posiedzieć razem, pożartować i oczywiście posilić się. Pani w schronisku wyglądała na dość zaskoczoną, że pojawiło się nas tak wiele. Na zamówione dania przyszło nam czekać dość długo, zastanawialiśmy się czy barszcz biały z jajkiem nie był zbyt wyszukany, czy przypadkiem po jajka pani nie wybrała się w doliny. O 14 postanowiliśmy ruszyć w drogę powrotną, tą samą trasą, by dać sobie trochę wytchnienia. Przed schroniskiem Łukasz zrobił nam kolejne zdjęcie grupowe, jednak tym razem dostał całe naręcze aparatów, więc zanim wypstrykał wszystkie, to minęło trochę czasu. Sam też dorobił się ciekawego zdjęcia, kiedy na jego szyi wisiało kilka sztuk lustrzanek – prawdziwy fotoreporter! 
Drogę powrotną pokonaliśmy w 60 minut, wreszcie można było odczuć, że jest to łatwy szlak, nie przysparzający większych trudności, ale odczucie to wystąpiło tylko dzięki temu, że wcześniej chłopaki przetorowali ścieżkę i pogoda nie była zła, czasami tylko sypnął drobny śnieżek. Gdyby zerwał się wiatr, zasypał wcześniejsze ślady, a śniegu znowu by dopadało, myślę, że nie mielibyśmy za wesoło. Los nam jednak sprzyjał.


Po powrocie do pensjonatu jeden z uczestników przedstawił swoje wspomnienia z wyjazdu w Alpy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz