Wraz z ekipą kolegi – Marka oraz koleżanką Basią udaliśmy
się późną nocą w Góry Stołowe. Sudety są trudnym do dotarcia rejonem, dlatego
okazji, by dojechać tam specjalnie wynajętym busem nie chciałam przepuszczać.
Uznałam, że kwota 190 zł jest tego warta.
Zaraz za Kłodzkiem do naszej 11-osobowej grupy miał dołączyć
Robert, który niezłomnie dotarł do nas na rowerze. Umówiliśmy się z nim na
stacji benzynowej PKN Orlen w Kłodzku, niestety okazało się, że jest ich w
obrębie kilka i czekaliśmy na siebie w różnych miejscach. W końcu jednak Robert
zjawił się na miejscu, zgarnęliśmy go do busa i udaliśmy do Złotna, skąd
zaczęliśmy zwiedzać Góry Stołowe. Niestety trochę pomąciliśmy szlak, bo zamiast
udać się bezpośrednio do czerwonego szlaku, to z żółtego skręciliśmy zbyt
wcześnie na zielony i tym sposobem szliśmy przez długi czas „wspaniałym lasem
bez widoków” – Urwiskiem Batorowskim.
Aby skierować się do Skalnych Grzybów,
które były naszym celem na ten dzień, skierowaliśmy się najpierw niebieskim, a
potem znów żółtym szlakiem. Robert uświadomił nas przy okazji, że nie należy
niszczyć śladów dla narciarzy, dlatego staraliśmy się iść jedną stroną, choć w
12-osobowej grupie nie jest to łatwe. Po drodze minęliśmy zawodników III
Międzynarodowego Biegu Narciarskiego im. Franza Pabla (a raczej to oni nas
mijali). Franz Pabel był twórcą trasy turystycznej na Szczeliniec Wielki i stał
się pierwszym mianowanym przewodnikiem turystycznym w Sudetach. Miało to
miejsce równo 200 lat temu, czyli w 1813 roku.
Na czerwonym szlaku Grzybów Skalnych, w miejscu, gdzie stoi
skalna brama wiele osób pozowało do zdjęć, zwłaszcza z tego powodu, że Robert
potrafił świetnie ująć to na fotografiach.
Kiedy przekroczyliśmy Drogę Stu
Zakrętów atrakcyjność czerwonego szlaku momentalnie spadła. Z początku cała
była zdecydowana, by pójść jeszcze do Pasterki, gdzie odbywał się zlot pewnego
sudeckiego forum, jednak po długim wędrowaniu zapał mocno osiadł. W
międzyczasie odebrałam telefon od kolegi, który martwił się o nas, gdyż na Szczelińcu
w Piekiełku zdarzył się wypadek i trwała akcja ratunkowa GOPR-u.
Jako, że była jeszcze wczesna pora wraz z Robertem, już
tylko we dwójkę, udaliśmy się żółtym szlakiem do Pasterki. Naszym oczom ukazały
się wspaniałe skały zwane Ściankami. Towarzyszyły nam one przez dłuższy czas, a
może ten czas wydłużał się dlatego, gdyż aż żal było nie robić zdjęć.
Coraz
bardziej zbliżając się do Pasterki, zaczęła spowijać nas mgła, powodując
niesamowite wrażenie jak z thrillera.
Zastanawialiśmy się czy w schronisku są
już nasi znajomi, po samochodach zorientowaliśmy się, że tak. Przyjęto nas
bardzo miło, nie minęła sekunda, by znalazły się dla nas miejsca przy stole,
byśmy mogli się posilić. Okazało się, że pójście do Pasterki było bardzo dobrą
decyzją, gdyż na Szczelińcu jedzenia zabrakło… Poza tym grupa sudecka planowała
również wejść na Szczelinie z pochodniami, dlatego bez większych protestów
zaczekaliśmy na nią, dogadzając sobie czeskim piwem Opat i innym napojami na
wzmocnienie.
Wejście na Szczeliniec żółtym szlakiem jest bardzo strome,
więc mocno się ślizgaliśmy, ale dzięki temu nastrój z każdą minutą był coraz
lepszy. Mi samej parę razy zdarzyło się w ześlizgu usiąść koledze idącemu za
mną na głowie, jednak kolega nie protestował, a sam będąc w opałach łapał mnie
za nogę – trzeba sobie jakoś w trudach radzić. Na szczycie Szczelińca czekała
nas kolejna niespodzianka, bo grupa sudecka przygotowała lampiony i szczęśliwie
otrzymałam jeden, by puścić swoje marzenie w przestworza (przy okazji
przypaliłam sobie palec).
Wreszcie udaliśmy się do schroniska, gdzie sudeckie forum
miało okazję poznać naszą ekipę. Długo jednak nie bawiliśmy razem, bo naszym
gościom śpieszyło się do pasterkowego baru, do którego na szczęście zdążyli.
Sami też niebawem udaliśmy się do łóżek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz