środa, 27 sierpnia 2008

A po Giewoncie... zakwasy

Wyjście na Giewont bez uprzedniego treningu spowodowało, że przez kilka następnych dni nie byłam w stanie wyjść w góry. Miałam straszne zakwasy i ledwo się ruszałam. Pogoda też była dość nieprzewidywalna, codziennie zapowiadano burze z piorunami a tych bardzo się bałam. Myślę, że na niekorzyść działał też fakt, iż wydawało się, że jeśli wyjazd jest 2-tygodniowy, to tego czasu jest nie wiadomo jak wiele i tak naprawdę nie starałam się, by z każdego dnia wycisnąć wszystko, no bo przecież jeszcze tyle dni do wyjazdu. Tym sposobem kilka dni spędziłam na lenistwie – opalając się na stokach Gubałówki, w międzyczasie na szczęście poszliśmy do Doliny Kościeliskiej. 
Przez kilka dni pod rząd wieczorem odbywały się konkursy na Wielkiej Krokwi. Mogłam zobaczyć jak latają skoczkowie, wrażenie robi jacy oni malutcy i fruwają jak ptaki. To był czas, kiedy skakał jeszcze Adam Małysz. Po zakończonym skoku publiczność wołała do niego a on machał do niej i wyglądało to tak, jakby był tym wszystkim skrępowany. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz