Dzień wyjazdowy i zarazem od rana
gorący, wszystko sugerowało, że popołudniu będzie porządna zlewa, więc nie
chciałam wypuszczać się zbyt wysoko. Poza tym moje siły ulegały już
wyczerpaniu, a stopy wołały „dość!”.
Początkowo miałam przejść z Dol.
Małej Łąki tylko do Strążyskiej, ale po drodze stwierdziłam, że chyba jednak
trochę sobie pobłażam. Dlatego chcąc poznać nowy szlak, wybrałam się Głazistym
Żlebem na Przełęcz Kondracką i była to właściwa decyzja, bo szlak jest ciekawy
i daje niepowtarzalne widoki.
Sam żleb jest bardzo uciążliwy i stromy, usypują się z niego kamienie, a niższe partie okropnie śliskie (ale może to po ulewie z dnia poprzedniego). Nie polecam go do schodzenia!
Na Przełęczy Kondrackiej było
mnóstwo ludzi idących na Giewont i Kopę Kondracką, a ja cieszyłam się, że cel
już został zdobyty i mogę na luzie się podelektować widokami.
W Kuźnicach byłam trochę za szybko, bo już ok. 14, ale zaraz zaczęło przeraźliwie grzmieć, w szybkim tempie szłam do Zakopanego, ale burzy w mieście jednak nie było, ciekawe czy była w Tatrach, gdzie zostało mnóstwo turystów…
Będzie to dla mnie niezapomniany
wyjazd! Mimo, że pojechałam sama – czułam się fantastycznie, cieszyłam każdą
chwilą. Pogoda wreszcie mi dopisała, oby jak najwięcej takich wyjazdów! Każdego
dnia zaszłam do miejsc, gdzie nigdy przedtem nie byłam. Teraz do odkrycia
pozostają mi Tatry Słowackie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz