Po sporej przerwie wybrałam się w
Tatry. Co prawda celem miały być od początku Tatry Słowackie, ale gdy
wysiadałam z autobusu, który do Zakopanego przyjechał przed 7 rano, od razu
spotkałam znajomych. Okazało się, że tego dnia chcieli wybrać się w Polskie
Tatry. Dzień w sumie nie jest o tej porze roku już długi i szkoda czasu na
dojazdy. Wraz z Lucynką postanowiłyśmy przejść się z nimi do Hali Gąsienicowej.
Kiedy dojechaliśmy do Kuźnic
okazało się, że nie ma żadnej kolejki do kolejki na Kasprowy Wierch. Żal było
nie skorzystać! Tym sposobem już po 8 rano delektowałyśmy się cudownym
widokami, zupełnie się przy tym nie męcząc. Widoczność była przewspaniała, co
niektórzy twierdzili, że w takich warunkach można z Kasprowego podziwiać nawet
Sudety.
Nie wiedziałyśmy za bardzo co ze
sobą zrobić, obawiałyśmy się, że nasi znajomi, którzy poszli na Kościelec
szybko przejdą szlak i będą na nas czekać. Stwierdziłyśmy, że pójdziemy na Kopę
Kondracką. Była to fantastyczna decyzja, głównie z tego powodu, że wreszcie
miałam okazję spotkać na szlaku kozice tatrzańskie. Nigdy wcześniej ich nie
widziałam.
Na Kopie Kondrackiej jeszcze
wahałyśmy się czy nie pójść na Małołączniak, ale uznałyśmy, że to już będzie za
długo. Zeszłyśmy więc przez Przełęcz Kondracką do Hali Kondratowej.
Niestety okazało się, że naszym
znajomym bardzo długo się schodzi z Kościelcem. Czekałyśmy na nich w Zakopanem
dobre 4 godziny. w tym czasie okupowałyśmy pizzerię, zwiedziłyśmy Pęksowy
Brzyzek i siedziałyśmy na ławce na Niżnej Równi Krupowej…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz