Kolejnego dnia postanowiliśmy wybrać się na Kasprowy Wierch.
Tutaj znów powtórzyła się sytuacja z przypadkowym wyborem szlaku, bowiem
skręciliśmy od razu w momencie, gdy na tabliczkach pokazał się napis „Kasprowy
Wierch” i tym sposobem udaliśmy się na tę górę przez Myślenickie Turnie. Nie
było czego żałować, mogliśmy poobserwować, jeszcze starą, kolejkę.
Widoki z tej trasy są bardzo malownicze, aczkolwiek Kasprowy
Wierch parę razy nas oszukał, bo wydawało się, że „już za zakrętem”… a tu
jeszcze kilka podejść. Ale tak to chyba w górach jest, teraz już tak łatwo nie
dam się oszukać.
Kiedy dotarliśmy na Kasprowy Wierch, usiedliśmy w budynku
górnej stacji kolejki, by wybrać trasę powrotną. Wtedy jeszcze były tam ławki i
mapy, przypominało to trochę schronisko.
Drogę powrotną wybraliśmy naturalnie przez Halę Gąsienicową.
Pogoda nie rozpieszczała, bo padał deszcz, ale Stawy Gąsienicowe zachwyciły
każdego z nas.
Kolejny dylemat dopadł nas na Karczmisku, gdzie musieliśmy
zdecydować czy wracamy przed Jaworzynkę, czy Skupinów Upłazem. Wybraliśmy to
drugie, czyli popularnie nazywany Boczań, gdyż nie chcieliśmy pożegnać się z
tymi pięknymi widokami.
Po takiej wycieczce zasłużyliśmy na wspaniałą nagrodę, a był
to deser w cukierni Samanta. Jest to jedno z moich ulubionych miejsc w
Zakopanem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz