niedziela, 30 lipca 2006

Dolina Chochołowska, czyli niekończąca się opowieść

Na kolejny dzień wybraliśmy łatwą trasę. Nie znałam możliwości Kasi i Marcina, dlatego wolałam nie zapuszczać się daleko, z resztą sama nie znałam jeszcze Tatr zbyt dobrze i wszystko było dla mnie nowością (no, prawie wszystko). Naszym celem stała się Dolina Chochołowska. Zatrzymywaliśmy się właściwie co krok, a to zdjęcia owieczek, a to kózek, a to jadących, konnych dorożek. 

Jednak największym „numerem dnia” było to, że widząc już dach schroniska zawróciliśmy… Ze szlaku wykurzyły nas słyszalne grzmoty. I tak oto zaczęła się moja tradycja do niepogody w Dolinie Chochołowskiej…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz