Tego dnia wstałam bardzo wcześnie
rano, bo mieliśmy ambitny cel, czyli przełęcz Zawrat od Hali Gąsienicowej i
powrót przez Dolinę 5 Stawów Polskich. Ja przez to, że chodzę dosyć wolno,
wyszłam trochę wcześniej a z Marcinem umówiłam się nad Czarnym Stawem
Gąsienicowym. Pogoda była wspaniała, ludzi jeszcze całkiem mało. Po drodze
spotkałam pana, który obrał sobie podobny cel, ale uznał, że na pewno dotrę tam
szybciej. Poprosiłam go więc o zrobienie zdjęcia na Skupinów Upłazie i
wyruszyłam w dalszą drogę.
Nad Czarnym Stawem Gąsienicowym
zrobiłam sobie dosyć długą przerwę śniadaniową. Kiedy Marcin do mnie dołączył,
od razu ruszyliśmy w dalszą drogę. Okrążając staw minęliśmy miejsce, gdzie
szlak skręca na Granaty. Przy tym skrzyżowaniu stoi znak uprzedzający o tym, że
szlak jest bardzo trudny. Ja tylko myślami odganiałam to, że w drodze na Zawrat
na pewno taki znak się nie pokaże.
Prawdę mówiąc byłam bardzo
zaniepokojona jak mi pójdzie. Używanie łańcuchów wciąż stanowiło dla mnie
problem i bałam się ich. Wyobrażałam sobie, że albo urwą się (akurat) pod moim
ciężarem, albo wyślizgną mi się z dłoni. Nie zdawałam sobie jeszcze sprawy, że
łańcuchy w Zawratowym Żlebie są głównie w zacienionych miejscach i są tak
zimne, że dłonie bardzo marzną i nie ma szansy, by były mokre. Sprawa pewnie ma
się gorzej, kiedy na przykład pada deszcz.
Idąc ku górze otwierają się
wspaniałe widoki na Czarny Staw. Można też obserwować jak taternicy wspinają
się na ściany Kościelca.
Po minięciu częściowo skutego
lodem Zmarzłego Stawu przestały przydawać się kijki, bo coraz częściej do
podejścia trzeba było zacząć używać również rąk. Po drodze zauważyłam też taką
samą tabliczkę jak przy szlaku na Granaty, więc adrenalina mi mocno
podskoczyła. Używanie łańcuchów było dla mnie problematyczne, a miejscami nawet
do nich nie sięgałam. Marcin wybiegł mocno do przodu a ja sama nie bardzo
wiedziałam co mam zrobić. Poprosiłam więc pana, który tam był, żeby mnie
podsadził. Był nieco skrępowany, ale bez jego pomocy, po prostu nie ruszyłabym
z miejsca. Prawdę mówiąc do przodu pchała mnie tylko myśl, że po zdobyciu
przełęczy będzie już tylko łatwiej. Zejście do Doliny 5 Stawów Polskich nie
powinno stanowić żadnego problemu. Kiedy dotarłam na Zawrat popłakałam się z emocji
i szczęścia, że pokonałam ten trudny dla mnie odcinek.
Po odpoczynku na Zawracie, już we
wspaniałym nastroju, udaliśmy się do Doliny 5 Stawów Polskich. Szlak był bardzo
przyjemny, cudowny widokowo. Z początku okalał Zadni Staw Polski, który swoim
kształtem rzeczywiście przypomina kształt Polski, potem mijał stoki Kołowej
Czuby, po minięciu której odsłoniły się widoki na Kozi Wierch. W tym miejscu
postanowiłam zrobić sobie małą sesję zdjęciową. Wykorzystałam do tego pewną
parę, która próbowała sobie robić zdjęcia „z ręki”. Stwierdziłam, że jak ja im
pomogę, to oni pomogą też mnie. Tym sposobem mam pamiątkę w postaci kilku zdjęć
z tego miejsca.
Przydarzyła mi się też
„przygoda”, bo po pewnym czasie okazało się, że nie mam bluzy, którą
przytroczyłam do plecaka. Według zdjęć musiała ona zostać w tym miejscu. Było
bardzo ciepło, więc nie zaniepokoiłam się zbyt mocno. Uznałam tylko, że to
znak, iż na pewno jeszcze w to miejsce powrócę.
Przy schronisku zrobiliśmy sobie
przerwę na posiłek. Była już pora popołudniowa, ok. 16-tej i zaczęłam się
trochę martwić, bo będąc ok. 19-tej na Łysej Polanie na pewno zmarznę. Jedynym
ratunkiem była apaszka oraz (za duża) kurtka przeciwdeszczowa, w której
musiałam wyglądać komicznie, ale nie chciałam się przeziębić.